Forum PSKO - Forum dyskusyjne Strona Główna PSKO - Forum dyskusyjne
Forum Polonii Bułgarskiej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Swiateczne przepisy kulinarne
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PSKO - Forum dyskusyjne Strona Główna -> Polonia Bułgarska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
skuter
***



Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia

PostWysłany: Pon 20:36, 03 Gru 2007    Temat postu: Swiateczne przepisy kulinarne

Ten temat zapoczatkowala Grazynka wiec jej przepis na bigos otworzy liste naszych ulubionych przepisow kulinarnych.

Zapewne nie tu powinnam podać przepis na bigos, ale ponieważ idą Święta, więc pomyślałam sobie, że i tutaj w tej rubryce warto do tego przepisu zaglądnąć. Polecam wszystkim ten przepis.
Bigos STAROPOLSKI
Składniki Przepis
1 kg kapusty kiszonej
1 kg róznych miesiw : pieczeni wolowej, gotowanej wieprzowiny, szynki, wedzonki, dobrej kielbasy w dowolnych proporcjach
1 cebula
kilka grzybków suszonych lub w razie kryzysu grzybowego mozna dodac pieczarki ale to juz nie to samo
2-3 suszone sliwki
½ szklanki czerwonego wina lub madery
2 lyzki smalcu - czesto z niego rezygnuje
1 czubata lyzka maki
swiezo zmielony pieprz
sól do smaku Kapuste dobrze przeplukac 2-3 razy, jesli jest baaardzo kwasna, odcedzic na duzym sicie. Umiescic ja w duzym garnku, zalac niewielka iloscia wody i gotowac na malym ogniu bez przykrycia.
Miesa i wedliny pokroic w równe kawalki i dodac do kapusty (unikac tlustych kawalków). Wrzucic namoczone lub obgotowane grzybki (lub/i pieczarki pokrojone w kostke). Calosc gotowac dlugo, do calkowitej miekkosci, czesto mieszajac (sos nie moze zbyt szybko odparowac). Stopniowo dosypac sól oraz duzo pieprzu. Nie dodawac zadnych innych przypraw. Wrzucic sliwki.
Mozna, ale nie trzeba ; Na smalcu podsmazyc posiekana cebule, posypac maka, zrobic zasmazke (z dodatkiem zimnej wody). Zaciagnac bigos, podlac winem, gotowac kilka minut.
Dobrze jest przez kilka dni bigosu nie jesc, lecz na przemian zamrazac i odgrzewac.
Zaczarowana przepisem bieszczackim, polecam dodac galazke jalowca,(można go tu kupis na bazarze), odrobine suszonego majeranku, ziele angielskie pod koniec duszenia.
_________________

W tym temacie podzielcie sie z nami ulubionymi przez Was przepisami,
ktore kojarza sie ze swietami Bozego Narodzenia, mozecie rowniez opisac Wasze wspomnienia ze swiat spedzonych w Polsce. Very Happy Very Happy Very Happy
Pozdrawiam


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melania
*



Dołączył: 03 Gru 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia - Warszawa

PostWysłany: Pon 22:44, 03 Gru 2007    Temat postu: polecam

Biszkopt:

6 jaj
2 i 1/2 szklanki mąki
1 i 1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Masa makowa:

2 szklanki maku
1/2 litra mleka
1 szklanka cukru
1 kostka masła
4 jaja
zapach migdałowy
bakalie: rodzynki, orzechy, migdały,
Biszkopt
Jajka ubijam z cukrem dodaje proszek do pieczenia i mąkę wszystko miksuje. Biszkopt picze się 40 minut w nagrzanym piekarniku 180 stopni.

Zimny dziele na trzy krążki.

Masa makowa:

Mak gotujemy w mleku około 20 minut. Odcedzany i ostudzony mak mielimy w maszynce do mięsa, mieszamy z cukrem i jeszcze raz mielimy. Masło rozpuszczamy w garnku dodajemy zmielony mak z cukrem, zapach migdałowy i bakalie ( orzechy i migdały drobno pokrojone ), do ciepłej masy wbijamy jajka i szybko mieszamy żeby się nie zcieły.
Ciepłą masę dzielimy na dwie porcje i przekładamy biszkopt.
Przełożony biszkopt owijamy folią i ściereczką aby zaparował. Zostawiamy do następnego dnia aby masa makowa się zcisneła.
Bakalie oczywiście wg uznania ja dodaje takie jakie akurat mam w domu.
Biszkopt z masą makową nie wymaga chłodnego miejsca i można go zrobić nawet dwa, trzy dni wcześniej.
Smacznego.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renia
****



Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia - Krakow

PostWysłany: Wto 8:07, 04 Gru 2007    Temat postu: przepis

Czerwony barszcz z uszkami

Składniki do barszczu:
7 średnich buraków ćwikłowych,
10 dag suszonych grzybów,
jabłko,
2 ząbki czosnku,
sok z jednej cytryny,
1 łyżeczka octu winnego,
kilka ziarnek pieprzu,
ziele angielskie,
2 liście laurowe,
1 cebula,
1-2 marchewki,
1- korzeń pietruszki,
1 lodyga selera,
cukier, sól

Składniki na uszka:
35 dag mąki,
jajko,
1/3 cebuli,
łyżka masła,
szczypta soli,
olej


Barszcz
Barszcz należy przygotować dzień wcześniej.

Grzyby dokładnie myjemy i moczymy przez 1-2 godziny, następnie gotujemy do miękkości w wodzie, w której się moczyły. Wywar przecedzamy, zaś grzyby odkładamy. Buraki i cebulę obieramy, kroimy w plastry. Jabłko kroimy w kawałki. Czosnek dzielimy na pól. Warzywa, 1/2 grzybów i jabłko zalewamy zimną wodą, wlewamy wywar z gotowania grzybów, gotujemy 10 min. Przyprawiamy sokiem z cytryny, solą, dodajemy ziarnka pieprzu i ziela angielskiego. Barszcz odstawiamy w chłodne miejsce na jeden dzień, przed podaniem przecedzamy.

Uszka

Resztę grzybów kroimy, przysmażamy na maśle z posiekaną cebulą, przyprawiamy. Mąkę, jajko i 1/2 szklanki letniej wody zagniatamy ze szczyptą soli. Ciasto cienko rozwałkujemy, kroimy w kwadraty. Na każdym kwadracie układamy farsz, zlepiamy, zawijamy formując uszka. Gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem oleju. Gdy wypłyną na powierzchnię, wybieramy łyżka cedzakową.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Janina
****



Dołączył: 01 Wrz 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia

PostWysłany: Wto 12:52, 04 Gru 2007    Temat postu:

Karp smażony lub pieczony

Przygotuj: 1,5 kilograma karpia, 3 jajka, 1/2 szklanki bułki tartej, 3 łyżki masła, 100 gramów stopionego sklarowanego masła, sól. Jak to zrobić? - Oczyścić karpia, podzielić na porcje, grzbiet w kilku miejscach naciąć ostrym nożem, natrzeć solą, a kiedy sól się rozpuści, wytrzeć do sucha ściereczką lub bibułą. Każdą porcję karpia zanurzać w roztrzepanym jajku, posypać tartą bułką i podsmażyć na gorącym maśle z obu stron. Jeśli chcemy mieć karpia w całości, wówczas układamy go na blasze do pieczenia lub w brytfannie, smarujemy obficie masłem i pieczemy w gorącym piekarniku często polewając roztopionym masłem. Podawać ze smażonymi ziemniakami.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berta
*



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia - Wroclaw

PostWysłany: Wto 13:15, 04 Gru 2007    Temat postu:

Zupa grzybowa

Składniki:
- 10 dag suszonych grzybów (najlepsze borowiki)
- 25 dag włoszczyzny (bez kapusty)
- 10 ziaren pieprzu
- cebula
- 20 dag śmietany
- sól

Sposób przyrządzania:

Grzyby starannie opłukujemy. Zalewamy zimą wodą na kilka godzin (można na noc). Grzyby gotujemy w 2 litrach wody z cebulą i pieprzem prawie do miękkości. Potem dodajemy włoszczyznę i gotujemy pół godziny. Przelewamy zupę przez sito. Solimy. Można zaostrzyć smak sokiem cytryny. Do śmietany, mieszając, wlewamy kilka łyżek gorącej zupy, a następnie, również mieszając (energicznie), śmietanę do garnka z zupą. Kapelusze grzybów kroimy w paseczki. Zupa grzybowa jest najlepsza ze zrobionymi w domu łazankami. Ale może być (ostatecznie) kupiony makaron.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berta
*



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia - Wroclaw

PostWysłany: Wto 13:21, 04 Gru 2007    Temat postu:

WIGILIJNE WSPOMNIENIA

Atmosfera Świąt Bożego Narodzenia skłania nas, szczególnie nieco starszych wiekiem, do wspomnień. Pamięcią wracamy do lat minionych, szczególnie do dzieciństwa, przypominając sobie radośnie przeżyte święta w gronie ludzi nam drogich.

Tej atmosferze wspomnień uległ swego czasu także Bolesław Prus (Aleksander Głowacki), urodzony w 1847 r. w Hrubieszowie, który w kontaktach z ludźmi był człowiekiem bardzo skrytym, mało wylewnym, żeby nie powiedzieć wprost zamkniętym. Stąd jego wypowiedzi o sprawach osobistych należą do rzadkości i dlatego skwapliwie są wychwytywane przez badaczy zajmujących się jego bogatą spuścizną pisarską. Wpływ na taką postawę pisarza miały niewątpliwie trudne dzieciństwo i młodość, związana z czynnym jego udziałem w powstaniu styczniowym. Gdy miał niecałe trzy lata, zmarła mu matka, ojciec zupełnie nie interesował się dziećmi. Wychowywał się u krewnych w Puławach i Lublinie.

Do takich osobistych epizodów z własnego życia, Prus nawiązuje w kronice z 29 grudnia 1879 r., w której snuje refleksje na temat Wigilii Bożego Narodzenia. Autor uważa, że ludzie jemu współcześni zatracili wrażliwość na jej urok i piękno kolęd. "Sądząc po sobie, uważam - pisze - że od kilkunastu lat niektóre komórki serc naszych zeschły się, jeżeli nie zniknęły zupełnie. Obcy mogliby nie wierzyć, a jednak prawdą jest, że onego czasu (gwiazdka), (choinka), - i - (opłatek) budziły w nas jakieś spokojne, lecz wyraźne i oryginalne uczucia, których dziś nawet przypomnieć sobie nie możemy". Opowiada o Wigilii z 1856 r. u babci w Puławach. Miał wtedy 9 lat, był wtedy uczniem pierwszej klasy szkoły elementarnej w Lublinie. Pisze, że ta "wigilia zapowiadała się źle, prawie tak źle jak w czasach dzisiejszych". Złożyło się na to kilka przyczyn: Aleksander wytarzał w śniegu dwie swoje krewniaczki, za co został mocno skarcony przez dorosłych; w kuchni nastąpiła jakaś awaria, powodując zrozumiałą nerwowość wśród domowników; jego starszy brat Leon, studiujący na Uniwersytecie Kijowskim, miał przyjechać dopiero w dzień Bożego Narodzenia, przy stole miała zasiąść nieparzysta liczba osób, co uważano za rzecz źle wróżącą na przyszłość. Wszyscy byli podenerwowani i do siebie źle ustosunkowani, a babka - pisze Prus z właściwym sobie humorem - "poczęła myśleć o życiu wiecznym, które o ile przypominam sobie, nie miało dla niej zbyt wielkiego powabu. I nie dziw. Chciała jeszcze wnuków pożenić, dopiero potem - niechby Pan zabrał sługę swoją!".

Podczas łamania się opłatkiem i w czasie spożywania wieczerzy nastroje były bardzo minorowe: "Starsi wyglądali jak puchacze, dzieci jak sowięta. Po dwu zupach byliśmy już syci, pomimo herbownych żołądków". Taki nastrój zapewne panowałby przez cały wieczór, gdyby nie zupełnie nie oczekiwany przyjazd Leona, który diametralnie zmienił atmosferę tego wieczora: "Następuje sto pocałunków. Babka ma wyborny humor i ani myśli o wieczności. Powaśnieni krewni mają wyborny humor, ponieważ niechcący ucałowali się serdecznie przy powitaniu gościa. Dzieci też mają wyborny humor, ponieważ widzą ogólną wesołość. Źle zaczęta Wigilia skończyła się cudownie". Uczestnicy wieczerzy pogodzili się ze sobą i zaczęli śpiewać jednym wielkim chórem kolędy. (Uszczypliwie dodaje, że: "dzikie to były obyczaje!" - oczywiście dla jego współczesnych, którzy przy Wigilii kolęd już nie śpiewali). Najgłośniej śpiewał student Leon, "co przy dniu powszednim był po trosze niedowiarkiem, ale wigilijne obrządki z całą skrupulatnością wypełniał. Powiem nawet za dwu pobożnych". (Takich "Leonów" zapewne nie brakuje, i zapewne nie tylko wśród studentów, także i w naszych czasach!). Wszyscy zrozumieli, że jest wiele powodów do radości: spotkanie się rodziny po długiej rozłące, babcia staruszka odzyskała chęci do życia, zwaśnieni pogodzili się, zmarznięty podróżnik znalazł się w ciepłym mieszkaniu i zjadł posiłek, dzieci otrzymały słodycze.

Kiedy Prus pisał wspomnianą kronikę, babka już nie żyła, skłócona rodzina nie miała okazji na spotkanie i pogodzenie się ze sobą. Najtragiczniejszy los spotkał jego brata Leona, który po skończeniu wspomnianych studiów w Kijowie, pracował jako nauczyciel gimnazjum w Kielcach. Przed wybuchem powstania z 1864 r. należał do prominentnych działaczy umiarkowanego skrzydła partii "czerwonych". Był zdecydowanym przeciwnikiem wybuchu powstania. Kiedy jednak wybuchło, znalazł się w jego kierownictwie. Klęska powstania spowodowała niesłychane represje władz carskich wobec jego uczestników. Były one szczególnie okrutne na Litwie. Ich egzekutorem był Michaił Murawjow, którego metody działania wobec Polaków oddaje nadany mu przydomek "Wieszatiel". Leon został wysłany przez władze powstańcze na Litwę w celu zbadania zaistniałej tam sytuacji. To, co zobaczył, spowodowało w nim szok psychiczny. Zachorował na chorobą psychiczną i do końca życia z niej nie wyszedł. Przebywał u swojego wuja ks. Seweryna Trembińskiego, proboszcza min. w Józefowie Ordynackim (dzisiaj Biłgorajskim), a po jego śmierci w szpitalu w Lublinie.

Autor "Lalki" przeciwstawia Wigilie z lat dziecinnych tym, które przyszło mu przeżywać w latach dojrzałości. Ubolewał nad tym, że już w tamtych czasach opłatki były przesyłane pocztą, a adresaci otrzymywali je pomięte i, jak się wyraził, pomieszane z tabaką. Pomimo wykształcenia muzycznego i ogólnego, inteligencja nie znała tekstów kolęd. Nie była w stanie zaśpiewać nawet patriotycznej kolędy "Bóg się rodzi", śpiewanej przez powstańców. Śpiewali je wtedy tylko chłopi i ich dzieci. Swoją wypowiedź Prus podsumował: "My zatem, dzisiejsze pokolenie tworzący, straceni jesteśmy dla kolęd. Ci, którzy pod naszym bokiem rosną - podobnież". Te słowa wypowiedziałby niejeden człowiek dorosły zatroskany o przekaz tradycji narodowej i religijnej.

Jednak, pomimo iż od napisania cytowanej kroniki minęło 126 lat, to jednak ta tradycja w narodzie nie zginęła. I chociaż starsze pokolenie ciągle utyskuje na młodzież jako rzekomo niechętnie kultywującą zwyczaje Bożonarodzeniowe, to jednak one są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Należy ufać więc, że i współczesna młodzież podejmie je z wielkim pietyzmem. Niech wobec tego Wigilia Bożego Narodzenia jak i całe Święta upłyną wszystkim w miłej i serdecznej atmosferze. Nie brakuje w dzisiejszych czasach zmartwień zarówno dorosłym i młodzieży, także studenckiej. Jednak mimo tego, nie mogą one wpływać na jakość przeżywanych Świąt. Niech tegoroczna Wigilia zapisze się w naszej pamięci, tak jak to było w przypadku Bolesław Prusa. Podczas niej nie tylko nie zapominajmy o tworzeniu miłej atmosfery, ale także pamiętajmy o śpiewaniu kolęd, tak jak to czynił student Leon, "co przy dniu powszednim był po trosze niedowiarkiem, ale wigilijne obrządki z całą skrupulatnością wypełniał. Powiem nawet za dwu pobożnych".

Ks. Czesław Galek


Post został pochwalony 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosc - 5
Gość






PostWysłany: Wto 14:47, 04 Gru 2007    Temat postu: na 2 swieto Bozego Narodzenia polecam

Bawarska pieczeń wieprzowa


Składniki:
- 2 kg wieprzowiny ze skórą (łopatka lu szynka bez kości)
- śól
- pieprz
- kminek
- 2 duże cebule
- 250 ml gorącej wody
- 2 łyżki masła
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 litra ciemnego piwa
- 1 łyżka smalcu

Sposób przyrządzania:

Mięso szybko umyj pod bieżącą wodą i osusz ściereczką. Skórę ponacinaj ostrym nożem w romby i natrzyj ze wszystkich stron solą i pieprzem. Piekarnik nagrzej do temperatury 220 st i podgrzej w brytfannie smalec. Pieczeń ułóż w brytfannie skórą do dołu i podlej wodą. Piecz 30 minut a potem mięso odwróć i zmniejsz temperaturę do 180 st. Dodaj pokrojoną w plastry cebulę i piecz półtorej godziny, od czasu do czasu podlewając wodą. Na 30 minut przed końcem pieczenia posmaruj skórkę masłem wymieszanym z roztartym czosnkiem i kminkiem, a przez ostatnie 20 minut polewaj pieczeń piwem. Gotową pieczeń odłóż na 10 minut, a w tym czasie przetrzyj przez sito sos. Pieczeń najlepiej smakuje z knedlami z bułki lub gotowanymi ziemniakami i salatka z bialej kapusty.
Powrót do góry
Jerzy1
****



Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa-Burgas

PostWysłany: Wto 18:23, 04 Gru 2007    Temat postu: Karp w galarecie Wigilijny

Jest to moja ulubiona potrawa i muszę się pochwalić, że sam ją przygotowuje.
Karp w cytrynowej galarecie (Wigilia)
1 sprawiony karp (1 kg)
cebula
1 l bulionu warzywnego
6 łyżek octu winnego
2 listki laurowe
łyżeczka ziaren ziela angielskiego
łyżka ziaren białego pieprzu
łyżeczka soli
5 łyżeczek żelatyny
2 białka
2 jajka na twardo
sok z cytryny
2 dag koncentratu pomidorowego
Karpia dokładnie oczyścić, umyć, osuszyć i pokroić na 4 - 6 kawałków.
Bulion gotować 3 minuty z octem, cząstkami cebuli i przyprawami.
Włożyć pokrojoną rybę, pozostawić na małym ogniu przez 10 minut.
Wyjąć z garnka usunąć ości.
Wywar przecedzić, dodać rozmącone białko i koncentrat pomidorowy.
Mieszając zagotować, zmniejszyć ogień.
Po 2 minutach przecedzić przez gazę, dodać namoczoną żelatynę i sok z cytryny.
Dokładnie wymieszać i przyprawić.
W szklanej formie układać warstwami ryby, plasterki jajek na twardo oraz przyprawy wyjęte z wywaru.
Zalać przestudzoną, gęstniejącą galaretą, wstawić na całą noc do lodówki.
Kroić w plastry, podawać z pieczywem i sosem tatarskim
Pozdrawiam internautów Forum i życzę dobrych Świąt


Post został pochwalony 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga
*****



Dołączył: 27 Mar 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:47, 04 Gru 2007    Temat postu: Piernik Wigilijny

Wigilijny piernik pra-prabaci, można zamrażać
6 płaskich łyżeczek sody
4 szklanki cukru
½ kg masła
1 kg miodu
2 kg maki
goździki, imbir, kardamon, cynamon, gałka muszkatołowa, anyż, lawenda suszona (razem dwie kopiate łyżki, z przewagą cynamonu i imbiru)
2 filiżanki (małe ) spirytusu (lub wódki)
szklanka posiekanych orzechów włoskich
½ szklanki skórki pomarańczowej
6 jajek
łyżeczka soli

Do przełożenia
po słoiku dżemu lub marmolady śliwkowej i wiśniowej
łyżka octu
25 dag cukru
25 dag zmielonych orzechów włoskich (można z laskowymi) lub migdałów
sparzona cytryna
kieliszek rumu
3 żółtka do posmarowania ciasta
trochę piwa do tego samego celu

W szklance zimnego mleka zamoczyć 6 płaskich łyżeczek sody oczyszczanej.
Z 4 łyżek cukru zrobić karmel i gorący rozprowadzić szklanką wody.
Postawić na ogniu teflonowy duży rondel, wsypać resztę szklanki cukru, zalać gorącym karmelem, wymieszać, dodać ½ kg masła, kilogram miodu, powoli zagotować mieszając, odszumować.
2 kg mąki przesiać do wysokiego, szerokiego emaliowanego garnka. Dodać zmielone lub utłuczone w moździerzu przyprawy. Wymieszać.
Miód zestawić z ognia i dodać powoli alkohol. Gorącą mieszaniną zalać mąkę, wymieszać łyżką drewnianą lub cedzakową dokładnie od dna, żeby nie została na spodzie sucha mąka. Dodać rozpuszczoną sodę, orzechy, skórkę i jajka. Wyrobić na jednolitą masę. Jak ciężko łychą, to można ręką.
Garnek przykryć pokrywką i wynieść do chłodnego miejsca (nie można przemrozić). Zostawić na 2 do 4 tygodni w spokoju. Ja robię to w dzień po Andrzejkach.

Na co najmniej 3 dni przed Wigilią podzielić ciasto na 3 części.
Wyłożyć każdą część ciasta osobno (pozostałe dalej trzymać w chłodzie) na znormalizowaną płaską blachę (bez jednego boku) wysmarowaną masłem lub wyłożoną papierem do pieczenia. Rozwałkować (szklanką lub butelką). Na wierzch ciasta wybić żółtko i palcami moczonymi w piwie rozsmarować je równo po całej powierzchni.
Piec 25-30 minut w piekarniku nagrzanym do 200 - 250stopni C.
Ostudzić.
Przygotować masę orzechową
Z ½ szklanki wody, łyżki octu i cukru ugotować syrop do nitki. Zdjąć z ognia.
Do syropu dodać zmielone orzechy lub migdały, sok i skórkę startą z jednej cytryny (ja trę skórkę przez pergamin ułożony na tarce, wtedy ładnie schodzi z papierem i nie trzeba jej wydłubywać), kieliszek rumu, wymieszać.
Placki ostrożnie wyłożyć na stolnicę - pierwszy spodem do góry. Ewentualne przypalenia zetrzeć tarką. Pierwszy placek posmarować gorącą marmoladą, przyłożyć drugim, lekko przycisnąć. Na drugi wyłożyć ciepłą masę orzechową lub migdałową. Przykryć trzecim plackiem. Docisnąć, obkroić boki na równo, żeby uzyskać ładny prostopadłościan. Przykryć pergaminem, położyć na tym drewniana deskę lub blachę, w której się piekły, Włożyć w reklamówkę, wynieść w chłodne miejsce i obciążyć (świetnie nadaje się do tego 6 tomów „Wielkiej Encyklopedii PWN”).
W Wigilię wyciągnąć, krajać na w wąskie plastry (ok. 1 cm), a te na trzy kawałki.
Ja nie lukruję żadną pomadą, żeby nie zatracić smaku prawdziwego piernika.

Gdy uda mi się uratować część przed natychmiastowym pożarciem, to zawijam w folię i zamrażam. Dzięki temu można błysnąć domowym wypiekiem przed niespodziewanym gościem dłuuugo, długo po świętach.


Post został pochwalony 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzena
*



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia- Krakow , Nowy Jork

PostWysłany: Wto 21:37, 04 Gru 2007    Temat postu: moje wspomnienia

Miejsce przy stole
Odkąd pamiętam, marzyłam o jednym — o stole, przy którym wszystkie miejsca są zajęte. Kochający mąż, przynajmniej czworo dzieci. Żadnych sprzeczek i konfliktów. Czułe słowa, gesty, wzajemne wsparcie. Może być biednie, ale godnie i z miłością. Wymyśliłam sobie ten pomysł na życie, mając bodajże dziewięć lat, i wbrew logice i doświadczeniu uparcie przy nim tkwiłam. Teoretycznie rzecz biorąc, w takim marzeniu jak moje powinno też znaleźć się miejsce dla rodziców, ale szczerze mówiąc, nawet jako dziewięciolatka byłam zbyt mało naiwna, by na nich liczyć.Bo moi rodzice zawsze mieli siebie. Siebie i pracę, czyli nie kończące się podróże, ja zaś, od kiedy sięgnę pamięcią, stanowiłam dla nich kłopotliwy dodatek, rodzaj utrudnienia w i tak nazbyt skomplikowanej rzeczywistości. Nasze mieszkanie było miejscem, w którym pojawiali się na chwilę pomiędzy jedną a drugą wyprawą. To prawda, że z kręconych przez nich filmów podróżniczych żyliśmy wszyscy, ale nie mam zamiaru ukrywać, że geografia była najbardziej przeze mnie znienawidzonym przedmiotem. Prawie na równi z językami obcymi. I raczej trudno się temu dziwić. Miałam głębokie przekonanie, że cały ten obcy, tajemniczy świat odbiera mi rodziców. Nie stać mnie było na niechęć w stosunku do własnych rodziców, nienawidziłam więc świata, którego uosabiały dla mnie lekcje geografii i obco brzmiące słowa. W moich marzeniach przy stole zasiadała również Maryla, ale czas pokazał, że i to jest nierealne. Z mężem też nie wyszło najlepiej. Szczerze mówiąc, całkiem kiepsko, zapewne dlatego, że mając przed oczami swoje marzenie o szczęściu, kompletnie ignorowałam fakty. Jak choćby ten, że mój wybranek ma nieco psychopatyczną osobowość. Tak więc na skutek własnych wysiłków zmierzających do całkowitego ignorowania faktów stałam oto przed sądem, który w całym swoim majestacie zajęty był właśnie rozpatrywaniem mojego pozwu rozwodowego, bez orzekania o winie i oczywiście bez podziału majątku, a za to przyznania mi prawa do opieki nad wspólnym potomstwem w osobie naszego syna.
— Jak już wspominałem, żona bez mojej zgody wyprowadziła się do mieszkania swoich rodziców. Ale jeśli wyrazi skruchę, będę gotów przyjąć ją z powrotem — usłyszałam.
— Czyli, że jest pan gotów wyrazić zgodę na powrót żony? — zainteresował się nagle Wysoki Sąd, jak dotąd raczej obojętnie wpatrujący się w zalaną słońcem przestrzeń za brudnym oknem.
— Jak najbardziej. Tak będzie lepiej dla naszego syna. Żona dużo pracuje, a dziecko wymaga opieki. Jestem gotów się nim zająć — dodał dumnie, wypinając wątłą pierś.
— Proszę zapisać, że pozwany wyraża głębokie zainteresowanie dobrem dziecka i gotów jest przyjąć żonę z powrotem — zwrócił się sąd sennym głosem do stenotypistki.
Stenotypistka zaprzestała śledzenia toru ruchu muchy wędrującej leniwie po zakurzonym parapecie i jednym palcem zaczęła wystukiwać tekst na klawiaturze wiekowej maszyny do pisania. Za chwilę opuszczę tę obskurną salę, wyjdę z budynku i rozpocznę nowe życie. Na moje nowe życie składa się przede wszystkim dziecko — niby to samo co dziś rano, ale teraz już z niepełnej rodziny. Formalnie niepełnej, bo jeszcze przed piętnastoma minutami z punktu widzenia prawa miało pełną. Moim zdaniem patologiczną, ale pełnej patologicznej żadne statystyki nie uwzględniają. A zatem nowe życie... Dziecko, praca plus braki. Taki brak mieszkania na przykład... Ale nawet braki wydawały mi się lepsze niż życie, które wiodłam przez ostatnich kilka lat, w niczym nie przypominające nadal hołubionego gdzieś w zakamarkach duszy marzenia o pełni szczęścia w otoczeniu licznej gromadki dzieci. A na razie nie pozostawało mi do zrobienia nic innego, jak odebranie mojego jedynego dziecka ze szkoły. Szkoła Szymona sprawiała raczej ponure wrażenie. Tysiąclatka z pomalowanymi sprayem ścianami i obskurną szatnią podzieloną na psie boksy, dziurawa, pordzewiała siatka otaczająca boisko.
— Przepraszam — zwróciłam się do siwej kobiety opartej o framugę drzwi prowadzących z szatni na górę, która nie wiedzieć czemu zrobiła na mnie wrażenie osoby obeznanej w temacie. — Przepraszam, czy nie orientuje się pani, gdzie są teraz dzieci? Rozpoczęcie roku chyba już się dawno skończyło i...
— A dawno, dawno, ze dwie godziny temu. Dzieci do domu poszły, niby gdzie miały pójść?
— No tak, ale te, które czekają na rodziców...
— Żartuje pani? Dzisiaj żadne nie czeka, wszystkie przyszły z rodzicami, przecież to początek roku. Czyżbym trafiła do niewłaściwej szkoły?
— Przepraszam, ale mój syn... Szymon z Ia... Miał czekać w świetlicy...
To jego pierwszy dzień w szkole — dodałam tytułem usprawiedliwienia.
— A, to pani! — obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem. — Wam, młodym to się teraz w głowach przewraca od tego dobrobytu. Nawet nie łaska przyjść z dzieckiem na początek roku, bo wam praca ucieknie, te służbowe spotkanka, wiem, wiem, a dzieciaczyna sam jak palec, bo tatuś z mamusią zajęci robieniem kariery. Sam siedzi w świetlicy, biedak. Mój biedak rzeczywiście był w świetlicy sam. Opieka gdzieś sobie poszła, może też do domu. Na widok rodzonej matki poprawił okulary zsuwające mu się z perkatego nosa i tonem księgowego zapytał:
— Będziesz pamiętała, że trzeba zapłacić za ubezpieczenie do piętnastego, czy mam ci to zapisać?
— Postaram się zapamiętać. Jak było?
Wzruszył ramionami.
— Strasznie nudno. Najpierw dyrekcja przemawiała przez czterdzieści minut. A, byłbym zapomniał, nie masz prawa wstępu na teren szkoły.
— Szymon, żartujesz? Przecież jestem twoją matką i tak dalej... Jak to: nie mam wstępu?!
— Zwyczajnie, tak powiedzieli. Jak jest zebranie albo jak ja bym się źle zachowywał i ktoś by cię wezwał, to wtedy tak, ale inaczej możesz wejść tylko do szatni, bo robisz bałagan.
— Ja???
— No właśnie, próbowałem tłumaczyć, że chyba chodzi o inną mamę, bo ty nie dość, że sama nie robisz bałaganu, to jeszcze i mnie nie pozwalasz, ale nasza nauczycielka cały czas powtarzała: „Cicho, cicho, nie martw się, mamusia zaraz po ciebie przyjdzie”. W każdym razie nie możesz przychodzić do szkoły i koniec. Pokiwałam głową. Jasno było widać, że od dziś moje nowe życie prócz innych drobiazgów oznacza również szkołę... Moje nowe to Bułgaria i tu czuję się szczęsliwa.


Pozdrawiam.


Post został pochwalony 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosciu_1
Gość






PostWysłany: Wto 23:05, 04 Gru 2007    Temat postu: Re: moje wspomnienia

Marzena napisał:
Miejsce przy stole
Odkąd pamiętam, marzyłam o jednym — o stole, przy którym wszystkie miejsca są zajęte. Kochający mąż, przynajmniej czworo dzieci. Żadnych sprzeczek i konfliktów. Czułe słowa, gesty, wzajemne wsparcie. Może być biednie, ale godnie i z miłością.

Fragment ksiązki: "Nasze polskie wigilie w opowiadaniach"
Pozdrawiam Very Happy
Powrót do góry
Marek
**



Dołączył: 04 Sie 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia

PostWysłany: Pią 20:36, 07 Gru 2007    Temat postu:

Wigilia, pasterka, gody...

Polskie zwyczaje bożonarodzeniowe

Wigilia. Przyjęła się w Polsce w wieku XVIII, stała się powszechną tradycją w wieku XX. Nabrała cech czegoś świętego, sakralnego, czego się nigdzie nie spotyka. Oto najpierw gospodynie urządzają generalne sprzątanie, mycie, czyszczenie. Po czterech rogach głównej sali umieszczało się na wsi i po dworach 4 snopy zbóż: snop pszenicy, żyta, jęczmienia i owsa, aby Boże Dziecię w Nowym Roku nie skąpiło koniecznego pokarmu dla człowieka i bydła. Stół zaścielał obrus biały, przypominający ołtarz i pieluszki Pana, a pod nim dawało się siano dla przypomnienia sianka, na którym spoczywało Boże Dziecię. Jeśli ktoś z rodziny w tym roku przeniósł się do wieczności, zostawiano i dla niego pełne nakrycie. Wierzono bowiem, że w tajemnicy świętych obcowania dusze naszych bliskich w tak uroczystej chwili przeżywają radość Bożego Narodzenia wraz z nami. Dawano również osobną zastawę dla gościa, który w wieczór wigilijny mógł się przypadkowo zjawić. Tego bowiem wieczoru nie mógł nikt być samotny czy też głodny. Przecież to wieczór zbratania i miłości. Zwyczajem było również, że cały dzień obowiązywał post ścisły. Także w czasie wigilii dawano tylko potrawy postne, w liczbie nieparzystej, ale tak różnorodne, by były wszystkie potrawy, jakie się zwykło dawać w ciągu roku. Na wschodzie Polski potrawą pierwszą, wigilijną, była kutia (kucja). Piekło się ją z zachowaniem ustalonego rytuału przy udziale całej rodziny; była to gotowana pszenica lub jęczmień, zaprawiane miodem, migdałami, orzechami i śliwkami. Pan domu lub najstarszy rozpoczynał wieczerzę modlitwą. Potem czytano opis narodzenia Pańskiego z Ewangelii św. Łukasza (rozdz. 2). Następnie po krótkim przemówieniu każdy z domowników brał opłatek do ręki i wspólnie składano sobie życzenia. Z tej okazji także przepraszano się wzajemnie i darowywano sobie urazy. Opłatek jest symbolem Eucharystii, Chleba anielskiego, który w Pasterce wszyscy przyjmują. Tak więc Chrystus narodzony jednoczy wszystkich swoich wyznawców. Opłatek, być może, pochodzi od eulogów pierwszych wieków, czyli od chlebów błogosławionych w czasie Mszy świętej, jak to jest w zwyczaju jeszcze dzisiaj u prawosławnych. Wigilia zaś przypomina żywo pierwotne agapy. Polska wilia przypomina agapy, jakie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa były w zwyczaju. Po złożeniu sobie życzeń zabierają się uczestnicy do uczty, po której udaje się każdy do choinki, pod którą znajduje dla siebie prezent gwiazdkowy. Ucztę kończą kolędy, które śpiewa się do Pasterki.
Ponieważ z wigilią rozpoczynały się Święta a ze świętami Bożego Narodzenia rozpoczynał się dawniej Nowy Rok, dlatego młodzież wykorzystywała wigilię również dla wróżb. Kto największą wyciągnął słomkę siana spod obrusa, ten pierwszy spodziewał się wyjść za mąż. Po wieczerzy chłopcy i dziewczęta wychodzili na pole i głośno wołali. Z której strony odezwało się echo, z tej strony spodziewano się przyszłego małżonka lub małżonki. W niektórych stronach oplatano stół słomą, by nie brakło nigdy na nim chleba. Siano spod obrusa dawano bydłu, by i ono miało udział w uczcie braterskiej. Kłosy snopów stojących po bokach wtykano na pola, by dobrze rosło, a słomą owijano drzewa, by obficie rodziły. Tak więc wśród ludu panowało powszechne przekonanie, że Boże Narodzenie przynosi pomyślność i obfitość darów Bożej Dzieciny. Dla podkreślenia, że zwierzęta były również obecne przy Bożym Narodzeniu i spełniały swoją rolę, karmiło się je opłatkiem kolorowym dla odróżnienia od białego, którym dzielili się ludzie. Panowało również w Polsce przekonanie, że zwierzęta w tę noc błogosławioną raz w roku mają przywilej mówić do siebie ludzką mową.

Pasterka. Pasterka to odprawiana nie tylko w Polsce, lecz w całym Kościele katolickim, Msza św. w Wigilię Narodzenia Pańskiego o północy. Istnieją jednak związane z nią typowo polskie zwyczaje.
W niektórych stronach Polski pielęgnuje się zwyczaj, że Dziecię Boże umieszcza się na tabernakulum nakryte tiulem. Na pieśń wstępną: Wśród nocnej ciszy... kapłan odkrywa figurę, pokazuje ją ludowi i niesie do szopki. Znane były w Polsce żłóbki ruchome, złożone z wielu figur, wykonujących różne czynności. Do najwięcej znanych obecnie w Polsce należy szopka ruchoma: w Wambierzycach, w Niepokalanowie i w Warszawie w podziemiach kościoła kapucynów przy ul. Miodowej. Najstarsza szopka w Polsce pochodzi z wieku XIV z kościoła klarysek św. Andrzeja w Krakowie. Zachowały się z niej figury: Dzieciny Bożej, Maryi i Józefa. Pasterką nazywamy Mszę świętą, która odprawia się o północy na pamiątkę, że pasterze w tym czasie zbudzeni przez aniołów udali się do groty narodzenia Pańskiego.

Gody. Tak w Polsce nazywano święta Bożego Narodzenia. Słowo to znaczy więcej niż uczta i biesiada wigilijna — to stan szczęśliwości, zapowiedź wiecznych godów. Biel śniegu przypomina o bieli duszy, z jaką trzeba te święta obchodzić. Dlatego spieszą ludzie licznie w ostatnich dniach Adwentu do Sakramentów świętych, pomni na słowa naszego poety: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w Betlejemskim żłobie? Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie".

Przebierance. Zwyczaj to dawny. Wspomina o nim już w wieku XVI Mikołaj Rej. Wywodzi swój początek z misteriów średniowiecznych, odprawianych po kościołach. Żacy przenieśli ten zwyczaj na ulice, obchodząc domy i zbierając datki. Dzisiaj chłopcy kontynuują tę tradycję, przedstawiając Heroda, trzech Króli, śmierć, pasterzy, aniołów. Bywa, że idzie także Żyd, ktoś przebrany za wilka, niedźwiedzia, a nawet turonia, który jest reliktem dawniej żyjących na wolności dzikich turów, szerzących spustoszenia po polskich polach i zagrodach. Chłopcy niosą często szopkę lub gwiazdę, grają i śpiewają kolędy i okazyjnie ułożone przyśpiewki. Przebierańcy obchodzą domy od Bożego Narodzenia do Trzech Króli.

Bożonarodzeniowe miejscowości. Echo Bożego Narodzenia w topografii polskiej: Nazwę Betlejem nosi w Polsce pięć miejscowości, nazwę Betleem — cztery, Betlejemka znajduje się koło Alwernii w pobliżu Krzeszowic.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elenka0
*



Dołączył: 08 Gru 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia

PostWysłany: Sob 10:51, 08 Gru 2007    Temat postu: Swieta Bozego Narodzenia u prawoslawnych

W kościołach wschodnich Boże Narodzenie poprzedzone jest rygorystycznym postem. Przez 40 dni obowiązuje zakaz spożywania mięsa z wyjątkiem ryb. Mnisi nie jedzą także potraw mlecznych, ani żadnych tłuszczów, nawet tych pochodzenia roślinnego. Wyznawcy prawosławia w wigilie powstrzymują się od jedzenia aż do kolacji. U grekokatolików post nazywa się filipiłka, od imienia Filipa apostoła. W ostatni dzień przed rozpoczęciem postu wspomina się właśnie tego świętego.

Kolacja wigilijna

Nie ma dużych różnic między kościołem Wschodnim i Zachodnim jeżeli chodzi o wigilię. Na kolacji wigilijnej jest tradycyjnie 12 potraw, a najważniejszą potrawą jest ryba – karp oraz kutia, sporządzona z pszenicy, miodu, maku i bakalii. Na wsiach do dziś pierwszą potrawą, którą się spożywa jest szary kisiel z płatków owsianych.Opłatek zastępuje prosfora – jest to niewielka bułeczka przypominająca kształtem maleńką babkę, na której są odciśnięte wizerunki Chrystusa. Każda z dwóch stron prosfory symbolizuje dwie natury Chrystusa: boską i ludzką. Przed kolacją głowa rodziny składa życzenia wszystkim członkom rodziny i rozdaje każdemu po kawałku prosfory.

Po wigilii chrześcijanie prawosławni udają się na mszę, tzw Wielkie Powieczerze, które rozpoczyna się około drugiej w nocy i trwa conajmniej cztery godziny. W cerkwiach nie ma żłóbka, jest natomiast wystawiona do adoracji ikona Narodzenia Chrystusa, przed którą wierni oddają pokłony i ją całują. Po zakończeniu nabożeństwa kończy się post i rozpoczyna się świętowanie. U grekokatolików jest podobnie, w nocy Welykje Poweczerje, a nad ranem w pierwszy dzień świąt uroczysta msza.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga
*****



Dołączył: 27 Mar 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:36, 08 Gru 2007    Temat postu: wspomnienia wigilijne

Moje wspomnienia Wigilii z lat dzieciństwa. Odkąd sięgam pamięcią moja Wigilia jest wciąż tak samo rodzinna, w naszym małym, najbliższych sobie osób gronie. Dzieci i Ci najbliżsi sercu. Ale tu w Bułgarii nieco inna. Gdy żyli moi teściowie, to Wigilia była może bardziej radosna. Teraz po ich odejściu są puste miejsca. W moim domu w Polsce podczas Świąt nigdy nie było „tłumów” ze względu na to, że mam tylko jednego brata, dalsza rodzina też nie jest zbyt liczna. Ale gdy sięgam do wspomnień, to jednak były różne Ciocie, Wujkowie, kuzynki i kuzyni. I ukochani Rodzice, Mama i Tata. Do stołu siadało nas w kraju dzieciństwa ponad 16 osób.
Podczas Wigilii wiele się nie zmieniło, nadal jest strojenie choinki, ryba, kapusta z grzybami, opłatek i oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę. Jako dziecko nie mogłam doczekać się wieczoru, bo pod pachnącą lasem choinką były prezenty, skromne jak na ten okres, ale były.
Wygłodzeni całodziennym postem, po wspólnej modlitwie zawsze zasiadaliśmy do wieczerzy, należało spróbować wszystkich potraw, a po kolacji było wspólne śpiewanie kolęd. Na wigilijnym stole był zawsze piękny biały obrus, na nim opłatek, a pod obrusem pachnące siano. Najbardziej utkwiły mi w pamięci chwile zaraz po kolacji, gdy razem z Tatą podchodziliśmy do naszego ukochanego pieska Beldo, aby i z nim podzielić się opłatkiem. Czekałam z wielkim niepokojem kiedy nasz piesek przemówi. O północy zawsze wyruszaliśmy na Pasterkę. Teraz ciągle wspominam swoje wigilijne wieczerze z dzieciństwa. I o nich własnie opowiadam już moim dorosłym dzieciom oraz mężowi, który słucha tych opowieści z dużym zainteresowaniem, snując własne wspomnienia.
Życzę wszystki Rodakom z dala od Polski, dobrych Świąt Bożego Narodzenia.


Post został pochwalony 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Basik
**



Dołączył: 25 Sie 2007
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sofia

PostWysłany: Sob 20:25, 08 Gru 2007    Temat postu: Wspomnienia

MOJE WSPOMNIENIE WIGILII
Ktoś by powiedział, że są święta i po świętach, lecz dla mnie do tej pory święta to magiczny czas. Wtedy czuje się naprawdę radość bo jest to czas miłości i przebaczania. Ja jednak Wam opowiem jedną z najpiękniejszych Wigilii z mojego dzieciństwa. Czemu była aż tak wyjątkowa ktoś się z Was zapyta? Wyjątkowa dla mnie, ponieważ wtedy zebrała się w moim kraju, w mojej Polsce, ostatni raz cała rodzina, aż 14 osób i na dodatek na wsi u dziadków, gdzie zawsze święta Bożego Narodzenia były takie wyjątkowe. Oczywiście już wczesnym rankiem wszyscy zaczynaliśmy przygotowania do wieczerzy i miło było patrzeć jak każdy z domowników radośnie się krząta. Moja mama, babcia i ciocie zajmowały się przygotowaniami potraw i ciast a ich piękne zapachy roznosiły się po całym domu. A mój tato i wujkowie też pomagali, przeważnie w sprzątaniu domu i rozłożeniu ogromnego stołu. Natomiast ja wraz z kuzynkami, kuzynem, siostrą i bratem zawsze uwielbialiśmy słuchać opowiadań naszego kochanego dziadka z lat jego dzieciństwa, jak to kiedyś był małym dzieckiem i jak cieszył się z jednego nawet cukierka. Pięknie również opowiadał nam opowieści wigilijne, które chciało się ciągle słuchać. Gdy dziadek tak pięknie opowiadał a za oknem padał śnieg to ja jako jego najukochańsza wnuczka zajmowałam miejsce na jego kolanach, tuląc się do niego i całując w policzek. Potem była oczywiście zamiana bo każdy przecież z wnuków chciał posiedzieć na kolanach dziadka. Po opowiadaniach dziadka wszyscy wspólnie ubieraliśmy choinkę pięknie pachnącą świerkiem, robiąc różne ozdoby i łańcuchy na nią. No a nasza kochana babcia przynosiła nam pełno cukierków i pierniczków na choinkę i oczywiście połowa z nich lądowała w naszych brzuszkach a reszta dopiero na choinkę. No ale powiem Wam szczerze, że i tak ta reszta długo nie powisiała na niej bo każdy z nas już miał wypatrzone wcześniej, gdzie by tu ściągnąć cukierka czy pierniczka. Strasznie mi się podobało także jak ubierając choinkę śpiewaliśmy sobie kolędy, darliśmy się na cały głos i nikt się nie przejmował fałszowaniem, bo przecież dla nas wtedy liczyła się radość ze śpiewania. Potem dziadek zabierał nas też do stajni i pokazywał nam krówki i cielaczki mówiąc, że one przemówią w nocy ludzkim głosem, ależ wtedy byliśmy przejęci, wierząc we wszystko co dziadek nam powie. Pamiętam także, że w dniu Wigilii kochany dziadziuś robił nam frajdę zwijając dywan w pokoju, gdzie miała odbyć się wieczerza i przynosił ze stodoły dużo siana, rozrzucając je po podłodze. Wtedy dopiero mieliśmy zabawę i jak było przepięknie w całym pokoju, mówię Wam widok nie do opisania no i na dodatek cudnie pachniało choinką i sianem. Najbardziej jednak po skończonej wierzeczy jak to dzieci wyczekiwaliśmy Świętego Mikołaja i mimo że wiedzieliśmy, że tym Mikołajem jest nasz kochany dziadek to udawaliśmy, że to prawdziwy Mikołaj. Do tej pory pamiętam co dostałam wtedy pod choinkę a była to przepiękna lalka i pełno słodyczy. Nie mogę oczywiście pominąć w tej opowieści także babci, która robiła najlepsze pod słońcem pierogi, uszka i piekła cudowne makowce i serniki a wieczorem opowiadała nam piękne bajki. Ach ileż bym dała, aby zjeść teraz jej smakołyki i cofnąć się w czasie, aby przeżyć tą Wigilię jeszcze raz. Teraz jak już jestem dorosła i wiem, że tamta Wigilia się nie powtórzy bo niestety nic dwa razy w życiu się nie powtarza, to wiem jedno, że najważniejsze co mi pozostało po tamtym dniu to wspomnienia, które pamiętać będę przez całe swoje życie i na pewno opowiem o tym wyjątkowym dniu swoim wnukom. Moi dziadkowie już nie żyją, a ja powracam ciągle do tych wspomnień, myśląc o nich każdej Wigilii. Teraz dziadkowie żyją w moim sercu i mej pamięci, a ja zawsze bardzo ich będę kochać, wspominać. Tu z dala od mej Ojczyzny - Polski.

[/code]


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PSKO - Forum dyskusyjne Strona Główna -> Polonia Bułgarska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin